Kategoria: Slider-glowna
Każdy tu już wygrał
PEFS lepszy od EY, ale nieznacznie – wygrał tylko 3:2. To zaś oznacza, że w grupie drugiej każdy zespół ma już w dorobku choć jedno zwycięstwo.
Pechowa porażka w samej końcówce w starciu z Mat-Oil postawiła ekipę PEFS w
trochę trudnej sytuacji, bo ewentualna kolejna wpadka z EY mogła już w znaczący
sposób ograniczyć szanse awansu do grupy mistrzowskiej. A rywale, grając na
luzie, potrafią sprawiać niespodzianki.
Dość szybko okazało się, jak to spotkanie będzie wyglądało. PEFS wykorzystywał
do rozegrania piłki bramkarza Kubę Tomaszkiewicza, który często pojawiał się na
połowie EY. Tworzył się hokejowy zamek, ale i gracze EY dość skutecznie bronili
się w swoim polu karnym. Co prawda już w 2. minucie idealną okazję na gola miał
Jeremi Białek (trafił w stojącego na linii bramkowej obrońcę EY), ale później
niewiele się działo. Owszem, Bogusz Ochocki w bramce EY musiał kilka razy
interweniować, ale do większego wysiłku zmuszony nie został.
EY odpowiadał niezwykle rzadko, nie miał też wielu szans by próbować strzałów
do pustej bramki, gdy przeciwnicy gubili piłkę. Dopiero w 13. minucie tej
sztuki próbował Michał Golmanowski – dobrze trafił w piłkę, uderzył mocno, ale
wracający Kuba Tomaszkiewicz zdołał złapać futbolówkę przed bramką. W 18.
minucie PEFS zdołał znaleźć sposób na defensywę EY – kluczem okazało się
uderzenie z dystansu w bliższy, górny róg bramki, a Bogusz Ochocki był w tym
momencie nieco zasłonięty przez kolegów.
Po przerwie PEFS mógł podwyższyć prowadzenie, gdy sam na sam z Ochockim znalazł
się Winny, ale to jednak EY cieszył się z wyrównania. Znakomitym uderzeniem z własnej
połowy popisał się Mateusz Andrzejczak – trafił tak, że piłka wpadła pod
poprzeczkę. Gdyby uderzył niżej, skuteczną interwencją mógłby popisać się któryś
z dwóch wracających obrońców.
PEFS rozstrzygnął jednak spotkanie na swoją korzyść, bo wyszły mu dwie akcje,
po których najpierw Jeremiemu Białkowi, a później Jackowi Trinschkowi
wystarczyło przystawić nogę do piłki przed pustą bramką. Był to efekt trzech,
czterech podań z pierwszej piłki na połowie rywali. EY zdołał jeszcze strzelić
kontaktowego gola w ostatniej akcji meczu, ale arbiter nie wznowił już wtedy
gry.
EY – PEFS 2:3 (0:1)
0:1 Jacek Trinschek (18. minuta)
1:1 Mateusz Andrzejczak (25. minuta)
1:2 Jeremi Białek (29. minuta, asysta: Jacek Trinschek)
1:3 Jacek Trinschek (33. minuta, asysta: Marcin Winny)
2:3 Łukasz Biernacki (40. minuta, asysta: Michał Golmanowski)
EY: Bogusz Ochocki – Łukasz Biernacki, Mateusz Andrzejczak, Michał Golmanowski,
Jakub Owczarek, Kacper Białkowski.
PEFS: Kuba Tomaszkiewicz – Marcin Michalak, Marcin Winny, Jeremi Białek, Jacek
Trinschek.
[rl_gallery id=”2930″]
Najlepszy wynik MPK Poznań
Drużyna MPK Poznań uzyskała najlepszy jak dotąd wynik w Jesiennej Edycji Ligi BSA w bowlingu i bardzo pewnie pokonała Event Catering. Nie było też niespodzianki w starciu Eurocashu z Elastic Bowling Service z Grupy OLX.
Eurocash pozostaje liderem rozgrywek, ale niepokonanych jest wciąż kilka innych drużyn. Z kolei Exito jeszcze nie rozpoczęło zmagań, a ciekawie zapowiadający się pojedynek tej ekipy z PKO BP, zaplanowany na poniedziałek, odbędzie się w innym terminie.
Dwa pozostałe mecze większych emocji nie dostarczyły. Eurocash punktuje tej jesieni bardzo równo – miał 1217 punktów, 1219, a teraz – 1215. I to bez jednego z liderów, bo zabrakło Marcina Wierzejewskiego. Zastępujący go Mateusz Ratajczak wypadł nieźle, uzyskał trzeci łączny wynik w drużynie, a oba jego rezultaty liczyły się do punktacji zespołu. W kratkę tym razem rzucali Witold Kraużlis i Norbert Piechowiak, a znakomicie spisał się Bartosz Kaczmarek. W trzech meczach zdobył już łącznie 999 punktów, a pod względem średniej na grę jest drugi w lidze.
W Event Catering bardzo dobrze radził sobie Michał Strzelecki, który godnie zastąpił Mariusza Szerszeniewskiego w roli lidera drużyny.
Jeszcze lepiej niż Eurocash spisał się MK Bowling, który bez problemu pokonał Event Catering, a przy okazji uzyskał najlepszy wynik w Jesiennej Edycji Ligi BSA. Na uwagę zasługuje rekord dnia w wykonaniu Michała Sobkowiaka – w pierwszej grze uzyskał aż 205 punktów! Złożyły się na to cztery strikesy i domknięte wszystkie pozostałe ramki w drugich rzutach. Po zmianie torów, na czwartym szło mu już nieco gorzej, ale właśnie wtedy lepiej zaczęli punktować: Arleta Lembicz, Florian Pałasz i Jerzy Chamera. Ten ostatni uzyskał cztery strikesy z rzędu między trzecią a szóstą ramką, zaś Florian Pałasz zaliczył bardzo dobrą końcówkę rundy. W ekipie Event Catering dobrze mecz zaczął Michał Kluba, zaś Marcin Hordecki w pierwszej rundzie doskonale punktował od trzeciej ramki. Szkoda, że nie udało się nieco lepiej trafiać w dwóch pierwszych, bo wynik też mógłby się zakręcić w okolicy 180 punktów.
Event Catering – MPK Poznań 912:1282
Gry: 495:612 i 417:670.
Event Catering: Piotr Szczygieł 209 pkt (93 i 116), Wojciech Kordy 161 pkt (87 i 74), Michał Kluba 239 pkt (135 i 104), Marcin Hordecki 239 pkt (158 i 81), Mateusz Chojnacki 225 pkt (109 i 116).
MPK Poznań: Zdzisław Czajka 222 pkt (116 i 106), Florian Pałasz 303 pkt (122 i 181), Michał Sobkowiak 346 pkt (205 i 141), Arleta Lembicz 296 pkt (136 i 160), Jerzy Chamera 337 pkt (149 i 188).
Elastic Bowling Service (Grupa OLX) – Eurocash 914:1215
Gry: 482:607 i 432:608.
Elastic Bowling Service: Katarzyna Kałek 213 pkt (125 i 88), Michał Strzelecki 271 pkt (130 i 141), Łukasz Chełmicki 215 pkt (123 i 92), Julia Czyżak 215 pkt (104 i 111), Mateusz Hajdziony 134 pkt (59 i 75).
Eurocash: Artur Kucybała 309 pkt (157 i 152), Witold Kraużlis 266 pkt (112 i 154), Norbert Piechowiak 239 pkt (130 i 109) , Mateusz Ratajczak 270 pkt (128 i 142), Bartosz Kaczmarek 352 pkt (192 i 160).
[rl_gallery id=”2882″]
Derby dla EY
Derbowe spotkania dwóch drużyn z branży
doradczo-audytorskiej, czyli EY i PwC mają w Lidze BSA swoją długą historię. I
choć zwłaszcza w PwC zmienił się już niemal cały skład, to wciąż bywają
zacięte. Wiosną lepsze było PwC (5:3), które zresztą stało się rewelacją całych
rozgrywek. Teraz przyszedł czas na rewanż. I to rewanż skuteczny ze strony EY.
Obie drużyny trafiły do bardzo mocnej podgrupy
II, z której wywalczyć awans do grupy mistrzowskiej będzie piekielnie trudno.
Zwłaszcza, gdy przegrało się już jedno spotkanie, a tak było w przypadku EY i
PwC. Teraz jedni i drudzy walczyli więc o to, aby nadal pozostać w grze o
awans. Może stąd było aż tyle nerwowości i w sumie mniejszej jakości w grze
ofensywnej. Jedni i drudzy pokazywali już, że potrafią grać lepiej.
Po kilku minutach przestoju pierwszą sytuację
stworzył zespół PwC, ale uderzenie głową Karola Mielcarka nie wpadło do bramki.
Do takich zagrań PwC już przyzwyczaił – zwykle Jan Bienkiewicz zagrywał daleką
piłkę w pole karne rywali, a Mielcarek próbował ją strącić głową. Jeszcze
bliżej powodzenia był w 11. minucie, bo wtedy – stojąc tyłem do bramki – tak
główkował, że futbolówka trafiła w słupek. EY w tym momencie prowadził już 1:0,
po indywidualnej akcji z 6. minuty w wykonaniu Roberta Kuźmińskiego, który
wcześniej wygrał przebitką z Filipem Kuchareczko.
Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem chaosu oraz
wielu strzałów „na siłę”, które były blokowane. Jedno z nielicznych
groźnych uderzeń oddał w 18. minucie Tomasz Skrzypczak z PwC, ale Bogusz
Ochocki odbił piłkę na rzut rożny.
Ciekawiej było po przerwie, bo i odważniej
zagrał PwC. Stworzył sobie przy tym dobre okazje do wyrównania, ale kąśliwy
strzał Karola Mielcarka zdołał obronić Bogusz Ochocki, a później akcji
Aleksandra Parzybuta nie zdołał zamknąć strzałem Filip Kuchareczko.
W 29. minucie błąd popełnił za to Mielcarek,
który chwilę wcześniej podjął się roli grającego bramkarza. Stojąc z prawej
strony pola karnego nie zauważył, że na strzał przez całe boisko zdecydował się
Mateusz Andrzejczak. A gracz EY trafił idealnie – podwyższył więc na 2:0. Na
dodatek w kolejnej akcji mecz mógł już definitywnie rozstrzygnąć Robert
Kuźmiński, ale po świetnym podaniu od Jakuba Owczarka przegrał pojedynek sam na
sam z Mielcarkiem.
PwC walczyło choćby o punkt do samego końca.
Miało przy tym ogromnego pecha, bo tylko tak można skomentować kolejny strzał w
słupek Mielcarka, czy pechowe uderzenie Jana Bienkiewicza, gdy piłka po
rykoszecie znów… obiła słupek.
PwC – EY 0:2 (0:1)
0:1 Robert Kuźmiński (6. minuta)
0:2 Mateusz Andrzejczak (29. minuta)
PwC: Krzysztof Wiśniewski – Tomasz Skrzypczak, Karol Mielcarek, Jan Bienkiewicz, Filip Kuchareczko, Aleksander Parzybut.
EY: Bogusz Ochocki – Łukasz Biernacki, Mateusz Andrzejczak, Jakub Owczarek, Kacper Białkowski, Robert Kuźmiński, Bartosz Karliński.
[rl_gallery id=”2852″]
To kandydat na nowego mistrza?
Wiosenna Edycja Ligi BSA w siatkówce upłynęła pod znakiem zdecydowanej dominacji Przelewów24 oraz Superkiosku. Ich gra w finale właściwie ani przez moment nie była zagrożona. Teraz to się zmieniło, a środowy dwumecz z udziałem Concordii Ubezpieczenia wskazuje, że być może to właśnie niedawni finaliści w bezpośrednich starciach ze sobą będą rywalizować o… drugie miejsce w fazie grupowej.
Concordia
pokazała wielką moc, nie straciła w dwóch spotkaniach nawet seta. Najpierw
zmierzyła się z nieco osłabionymi obrońcami tytułu i pokonała Przelewy24 2:0,
tracąc łącznie zaledwie 30 punktów. Później zmierzyła się z Superkioskiem i tu
przeprawa była już dużo trudniejsza. Zresztą samo spotkanie było ekscytujące i
stało na bardzo wysokim poziomie. A dramaturgią z pierwszego seta można by
obdzielić kilka innych pojedynków.
Jedni i drudzy nie zamierzali tylko przebijać
piłki, atakowali często, mocno i dokładnie. A co ciekawe – mimo to sporo piłek
było podbijanych. Gra obronna momentami wzbudzała większy podziw niż ta ofensywna.
Superkiosk dobrze zaczął spotkanie, od udanego ataku Macieja Owsiannego, a
później dwóch jego punktowych zagrywek. Concordia szybko wyrównała, później
zaczęła nieznacznie odskakiwać rywalom. Gdy po autowym zagraniu Owsiannego
zrobiło się 11:8, Superkiosk poprosił o przerwę. Niewiele ona dała, bo za moment
było już 15:9 dla Concordii Ubezpieczenia i wydawało się, że set został
rozstrzygnięty. Zwłaszcza, że w Superkiosku szwankowało rozegranie, a
przeciwnicy doskonale się asekurowali.
Sytuacja zaczęła się jednak powoli zmieniać.
Gracze Concordii nieco się rozluźnili i zaczęli uderzać po autach, kilka
ważnych punktów zdobył Piotr Błaszkiewicz, dobrą zagrywką popisał się Maciej
Liszkowski. Przewaga Concordii malała, aż w końcu Błaszkiewicz doprowadził do
remisu 19:19. Jeszcze raz Concordia odskoczyła na dwa punkty (21:19 po zagrywce
Przemysława Mazura), ale już za chwilę 22:21 prowadził Superkiosk. Ostatecznie
doszło do gry na przewagi, w której jedni drudzy mieli po trzy piłki setowe.
Przy stanie 29:28 piłka po ataku Macieja Owsiannego spadła na parkiet tuż przy
linii bocznej – sędzia orzekł jednak, że jej nie dotknęła. Po chwili udanym
atakiem popisał się Damian Ciemiecki z Concordii Ubezpieczenia, a emocjonującego
seta zakończył asem w linię końcową boiska Bartosz Owczarz.
Druga partia początkowo była podoba – znów kilka
akcji Macieja Owsiannego pozwoliło Superkioskowi objąć prowadzenie, ale sprytne
zagrania Przemysława Mazura czy potężne zbicia Damiana Ciemieckiego odwróciły
sytuację. Concordia wygrywała 10:6 i taką nieznaczną przewagę utrzymywała do
końca spotkania. Wciąż wiele akcji było na bardzo wysokim poziomie, ale
Superkioskowi brakowało impulsu, który pozwoliłby przywrócić nadzieję na
wygraną. Tylko raz różnica między zespołami zmniejszyła się do dwóch punktów
(14:12), później stale wahała się między czterema a sześcioma oczkami. I tak
zostało do końca.
Superkiosk – Concordia Ubezpieczenia 0:2
Sety: 29:31, 19:25.
Superkiosk: Piotr Błaszkiewicz, Tomasz Królak, Maciej Liszkowski, Jan Bylczyński, Maciej Owsianny, Robert Remisz.
Concordia Ubezpieczenia: Ariel Knioch, Bartosz Owczarz, Przemysław Mazur, Damian Ciemiecki, Maciej Łyko, Krzysztof Myśliwy.
[rl_gallery id=”2814″]
Dobry początek, dobry koniec. A środek dla faworyta
Starcie z faworytem drużyna PwC bardzo dobrze rozpoczęła i bardzo dobrze zakończyła. Niestety dla niej, w międzyczasie gole strzelał tylko Mat-Oil, który wygrał spotkanie 5:2.
Wiosną zespół PwC pokazał, że potrafi radzić sobie w starciach z najlepszymi drużynami Ligi BSA. Ograł wtedy w fazie grupowej m.in. Niveę i AZzardo FC, zremisował z Roti-Ten. Inaczej mówiąc – żadna z trzech najlepszych drużyn ligi nie pokonała PwC. W tej edycji o awans do grupy mistrzowskiej będzie bardzo ciężko, bo i podgrupa A wydaje się bardzo mocna i wyrównana.
W świetnej sytuacji po dwóch spotkaniach jest Mat-Oil, który najpierw wymęczył w samej końcówce wygraną z PEFS, a teraz już wyraźniej pokonał PwC. Mecz zaczął się jednak dość nieoczekiwanie – po uderzeniu Bartosza Wesołowskiego i odbiciu się piłki od jednego z rywali, PwC szybko objął prowadzenie. Później jednak inicjatywę przejął Mat-Oil, a występujący tym razem w roli bramkarza Krzysztof Wiśniewski z PwC miał sporo roboty. Kilka razy dopisało mu szczęście, ale w końcu Mat-Oil wysokim pressingiem zaczął wymuszać błędy rywali. I strzelać gole. PwC raczej starał się kierować długie podania do wysuniętego Karola Mielcarka i czasem takie zagrania docierały do adresata. Mielcarek mógł w 4. minucie podwyższyć na 2:0, ale głową uderzył futbolówkę nad poprzeczką. Z kolei w 10. minucie gracz PwC znalazł się sam na sam z bramkarzem Mat-Oil, ale przegrał ten pojedynek. Później jeszcze na 2:2 wyrównać mogli w krótkim odstępie czasu Tomasz Skrzypczak, Jan Bienkiewicz i Karol Mielcarek. To im się nie udało, a kolejna kontra Mat-Oil zakończyła się znów wyłożeniem piłki do Łukasza Niedzielaka, który bez problemu podwyższył na 3:1. Jeszcze tuż przed przerwą złe wybicie bramkarza Wiśniewskiego dało kolejną okazję graczom Mat-Oil, a ci z prezentu skorzystali.
Trzybramkowa zaliczka była już wystarczająca dla faworyta. Tym bardziej, że gracze PwC nie mieli za bardzo pomysłu, w jaki sposób „przydusić” rywala na jego połowie. Stąd też i mniej emocji w drugiej połowie, a zarazem – mniej bramek. W PwC w roli bramkarza tym razem występował Bartosz Wesołowski, który spisywał się więcej niż dobrze. Obie drużyny zdobyły jeszcze po jednym golu, najpierw Mat-Oil podwyższył na 5:1, a w końcówce PwC wykorzystał rzut rożny i Filip Kuchareczko strzałem z pierwszej piłki pokonał Mateusza Kulę.
Mat-Oil – PwC 5:2 (4:1)
0:1 Bartosz Wesołowski (2. minuta)
1:1 Michał Niekłań (6. minuta, asysta: Piotr Marciniak)
2:1 Łukasz Niedzielak (9. minuta, asysta: Michał Niekłań)
3:1 Łukasz Niedzielak (16. minuta, asysta: Karol Donarski)
4:1 Karol Donarski (20. minuta, asysta: Piotr Marciniak)
5:1 Jakub Jurkiewicz (27. minuta, asysta: Michał Niekłań)
5:2 Filip Kuchareczko (38. minuta, asysta: Tomasz Skrzypczak)
Mat-Oil: Mateusz Kula – Łukasz Niedzielak, Piotr Marciniak, Michał Niekłań, Jakub Jurkiewicz, Karol Donarski.
PwC: Krzysztof Wiśniewski, Karol Mielcarek, Tomasz Skrzypczak, Jan Bienkiewicz, Filip Kuchareczko, Bartosz Wesołowski.
[rl_gallery id=”2787″]
Mat-Oil lepszy w końcówce hitu
Dwie bardzo dobre drużyny, sporo emocji i ostrej walki, a wynik zmieniający się w ostatniej chwili. Tak często wyglądały starcia czołowych drużyn Ligi BSA: Mat-Oil i PEFS. Tym razem górą był Mat-Oil, choć tuż przed końcem to rywale prowadzili jedną bramką.
Oba zespoły zapewne zmierzą się ze sobą w grupie mistrzowskiej, gdy w listopadzie przyjdzie walczyć o zwycięstwo w całej Jesiennej Edycji Ligi BSA. W czwartek mieliśmy przedsmak emocji, które wtedy towarzyszyć będą niemal każdemu spotkaniu. Zaczęło się dość niemrawo, ale już po kilku minutach jedni i drudzy przyspieszyli. W 8. minucie świetny strzał z dystansu oddał Piotr Marciniak, ale bramkarz PEFS Aleksander Jezierski zdołał wybić piłkę z okienka na rzut rożny. Po rogu Mat-Oil miał kolejną szansę, która jednak… zakończyła się kontrą rywali. Piłkę wyprowadził Kuba Tomaszkiewicz, zagrał do Marcina Michalaka, a ten wypatrzył przed bramką Paula Newshama. Kapitan PEFS nie miał problemów z umieszczeniem piłki w pustej bramce.
Ten gol sprawił, że PEFS nieco się cofnął, zostawił więcej miejsca Mat-Oil na rozegranie piłki. Bramkarz PEFS kilka razy był w opałach, ale rywali nie grzeszyli skutecznością. Zaskakująco zrobiło się za to w 18. minucie, gdy po strzale Marcina Michalaka i rykoszecie piłka trafiła do siatki Mat-Oil po raz drugi. Dwubramkowej zaliczki drużyna ta nie utrzymała jednak do przerwy – tuż przed końcem połowy gola kontaktowego strzelił Jakub Jurkiewicz.
Drugą połowę znacznie lepiej zaczął PEFS. W 24. minucie Piotr Matysiak z Mat-Oil chciał podać do swojego bramkarza, ale zaliczył przy tym… asystę, bo zagrał prosto pod nogi Newshama. Trzy minuty później Mat-Oil strzelił jednak drugiego gola, po rzucie wolnym. I wtedy podjął jeszcze większe ryzyko. To zaś oznaczało, że PEFS będzie miał dużo więcej okazji do kontrataków.
PEFS nie wykorzystał jednak wielkiej okazji na rozstrzygnięcie tego meczu. Najpierw sytuacji sam na sam z Mateuszem Kulą nie wykorzystał Paul Newsham, później z bliska spudłował Kuba Tomaszkiewicz, wreszcie sam przed Kulą stanął Jeremi Białek. Jemu też nie udało się posłać piłki do siatki. Na dodatek w 33. minucie żółtą kartkę za faul zobaczył Michał Niekłań i Mat-Oil przez dwie minuty musiał grać w osłabieniu. Przetrwał jednak ten okres, zresztą sam groźniej kontrował rywali.
Końcówka należała już do Mat-Oil, który najpierw za sprawą potężnego strzału Piotra Marciniaka z dość ostrego kąta wyrównał na 3:3, a później po akcji Rafała Piotrowskiego i Michała Niekłania rozstrzygnął mecz. PEFS miał jeszcze 20 sekund na wyrównanie, ale nie zdołał tego uczynić.
Mat-Oil – PEFS 4:3 (1:2)
0:1 Paul Newsham (8. minuta, asysta: Marcin Michalak)
0:2 Marcin Michalak (18. minuta)
1:2 Jakub Jurkiewicz (20. minuta, asysta: Piotr Marciniak)
1:3 Paul Newsham (24. minuta)
2:3 Piotr Marciniak (27. minuta, asysta: Rafał Piotrowski)
3:3 Piotr Marciniak (38. minuta)
4:3 Michał Niekłań (40. minuta, asysta: Rafał Piotrowski)
Mat-Oil: Mateusz Kula – Piotr Matysiak, Michał Niekłań ŻK, Rafał Piotrowski, Piotr Marciniak, Jakub Jurkiewicz.
PEFS: Aleksander Jezierski – Paul Newsham, Kuba Tomaszkiewicz, Marcin Michalak, Mateusz Michalak, Jeremi Białek.
[rl_gallery id=”2762″]
Co za mecz – 20 goli przy Cytadeli!
Tak zwariowanego, w pozytywnym sensie, meczu dawno nie było w Lidze BSA. Jeszcze na minutę przed końcem PKO Bank Polski niespodziewanie remisował z Komornikami, ale w samej końcówce stracił dwa gole. I przegrał – uwaga! – 9:11.
20 goli w jednym meczu się zdarza, ale zwykle wtedy, gdy jedna drużyna prezentuje znacznie wyższy poziom od drugiej i bez problemu aplikuje jej kolejne trafienia. Tym razem mieliśmy do czynienia z zaskakującą wymianą ciosów, która mogła zakończyć się remisem. A nie zakończyła, bo w 50. minucie Rafał Cielewicz zdołał dobić swój wcześniejszy strzał, a ostatecznie rywali z PKO pogrążył Michał Rojewski.
A przecież zapowiadało się na łatwe zwycięstwo Komorników, którzy mieli trzech zmienników (rywale zaś żadnego), a cztery miesiące temu spokojnie ograli PKO BP 9:4. Po dość spokojnym początku meczu Komornicy zadali w 8. i 10. minucie dwa ciosy, które dały im prowadzenie 2:0. Jak zareagowało PKO? Tak jak należy – wysokim pressingiem, który zaskoczył rywali! Sygnał dał… bramkarz Tymoteusz Błażyński, który huknął z połowy boiska, a Rafał Cielewicz z trudem przeniósł piłkę nad poprzeczką. Później w bramkę nie trafił Marcin Musielski. Do trzech razy sztuka – w 15. minucie Marek Kurzymski zagrał przed bramkę, zaś Krzysztof Mendyk zaliczył kontaktowe trafienie. PKO poszło za ciosem i już po chwili był remis, a z gola cieszył się Mariusz Kleczkowski. Od tego momentu na boisku trwała już wyjątkowa wymiana ciosów, rzadko spotykana w Lidze BSA. Warto wyróżnić trzecie trafienie dla Komorników, bo Michał Rojewski kapitalnie uderzył z dystansu w samo okienko, a także szóstą bramkę dla PKO, gdy Marcin Musielski z PKO minął dwóch rywali, a później uderzył tuż przy słupku. Komornicy ani przez moment nie mogli być pewni końcowego triumfu, a dwukrotnie nawet przegrywali. Widać było, że zespół PKO mocno podrażnił ich ambicję. – Gramy jak paralitycy. Oni nigdy tyle bramek nie strzelili! – wołali do siebie. Niewiele dała też zmiana bramkarza, gdy Rafała Cielewicza zamienił Artur Kaczmarek. Problem polegał na tym, że żaden z Komorników nie potrafił zatrzymać Marcina Musielskiego.
Ostatnie minuty były więc bardzo ciekawe. Na niecałe pięć minut przed końcem Kuba Budziński wyprowadził Komorników na prowadzenie, a widać już było, że grający bez zmian przeciwnicy opadli z sił. PKO zdołało jednak wyrównać, gdy Mariusz Kleczkowski dobił strzał Andrzeja Symołona. O dziwo, PKO się nie cofnęło, a dalej atakowało. I zostało za to skarcone, a Komornicy ostatecznie mogli odetchnąć z ulgą.
PKO Bank Polski – Komornicy 9:11 (4:5)
0:1 Michał Rojewski (8. minuta, asysta: Krzysztof Sprync)
0:2 Krzysztof Sprync (10. minuta, asysta: Grzegorz Gucze)
1:2 Krzysztof Mendyk (15. minuta, asysta: Marek Kurzymski)
2:2 Mariusz Kleczkowski (18. minuta)
2:3 Michał Rojewski (20. minuta, asysta: Grzegorz Gucze)
3:3 Krzysztof Mendyk (20. minuta, asysta: Marcin Musielski)
3:4 Kuba Budziński (21. minuta, asysta: Krzysztof Sprync)
3:5 Grzegorz Gucze (21. minuta)
4:5 Marcin Musielski (23. minuta)
5:5 Marcin Musielski (28. minuta)
6:5 Marcin Musielski (31. minuta)
6:6 Kuba Budziński (33. minuta, asysta: Grzegorz Gucze)
7:6 Andrzej Symołon (35. minuta, asysta: Krzysztof Mendyk)
7:7 Grzegorz Gucze (37. minuta)
7:8 Grzegorz Gucze (43. minuta)
8:8 Marek Kurzymski (44. minuta, asysta: Andrzej Symołon)
8:9 Kuba Budziński (46. minuta, asysta: Michał Rojewski)
9:9 Mariusz Kleczkowski (49. minuta)
9:10 Rafał Cielewicz (50. minuta)
9:11 Mateusz Bankiewicz (50. minuta +1, asysta: Grzegorz Gucze)
PKO Bank Polski: Tymoteusz Błażyński – Krzysztof Mendyk, Mariusz Kleczkowski, Andrzej Symołon, Marek Kurzymski, Marcin Musielski.
Komornicy: Rafał Cielewicz, Artur Kaczmarek – Mateusz Bankiewicz, Witold Forycki, Kuba Budziński, Michał Rojewski, Krzysztof Sprync, Jakub Witosławski, Grzegorz Gucze.
[rl_gallery id=”2730″]
Mistrz pobity na starcie
Starcie obrońcy tytułu Roti-Ten z trzecim wiosną AZzardo FC było hitem pierwszego tygodnia halowych zmagań w Jesiennej Edycji Ligi BSA. AZzardo zrewanżowało się za przegraną z końca czerwca – ograło rywali aż 5:1.
Obie drużyny są faworytami do awansu do dalszej fazy ze swojej grupy, wydaje się wręcz niemożliwe, by zabrakło ich w kluczowej walce o mistrzostwo Ligi BSA. Mimo to samo spotkanie zostało potraktowane przez jednych i drugich bardzo prestiżowo. Było po prostu bardzo dobre i emocjonujące, choć może w drugiej części nieco zbyt agresywne.
Początkowo ładniej rozwijały się akcje Roti-Ten, ale groźniejsze strzały oddawało AZzardo. W 6. minucie Mateusz Bartnicki z bliska huknął w poprzeczkę – Maciej Lubczyński z Roti-Ten nie miałby tu szans na skuteczną interwencję. Chwilę później z bliska poprawił Dawid Jarosz, ale tym razem doświadczony golkiper świetnie obronił. To jednak błąd bramkarza Lubczyńskiego sprawił, że AZzardo objęło prowadzenie. W 9. minucie jego podanie na połowie boiska przechwycił Patryk Cabański, zagrał do Dawida Jarosza, który jeszcze po wymianie podań z Mateuszem Bartnickim umieścił futbolówkę w siatce. To mocno podrażniło obrońcę tytułu – Roti-Ten przeniosło grę na połowę rywali, pod bramką AZzardo co chwilę było niebezpiecznie. Próbowali: Jarosław Musiał, Piotr Walczak i dwukrotnie Dariusz Motała. Dwie okazje były stuprocentowe, ale albo kończyły się niecelnymi uderzeniami, albo też znakomicie interweniował Mateusz Przybylski. AZzardo otrząsnęło się tuż przed przerwą, gdy lewą stroną zaatakował Jakub Ratakczak (jego strzał przy słupku odbił Maciej Lubczyński), a po chwili w słupek trafił piłką kapitan AZzardo Marek Kozłowicz. To ostrzeżenie nie podziałało motywująco na Roti-Ten, które w kolejnej akcji straciło drugiego gola. Kozłowicz uderzył w bramkę, ale tuż przed linią głowę piłkę tracił jeszcze Dawid Jarosz i zmylił bramkarza rywali.
Po przerwie AZzardo dość szybko podwyższyło na 3:0, a Jarosz skompletował hat-tricka. Roti-Ten zaczęło grać ostrzej, rywale odpowiedzieli tym samym, poziom nieco więc spadł. W 28. minucie nadzieję mistrzowi z wiosny przywrócił Dariusz Motała, było więc 1:3. W ostatnich pięciu minutach goniące za wynikiem Roti-Ten wycofało bramkarza, wprowadzając piątego gracza z pola. Tyle że zabrakło pomysłu, jak tę przewagę wykorzystać. A AZzardo dwukrotnie trafiło do pustej bramki i koniec końców wygrało aż 5:1.
Roti-Ten – Azzardo FC 1:5 (0:2)
0:1 Dawid Jarosz (9. minuta, asysta: Mateusz Bartnicki)
0:2 Dawid Jarosz (19. minuta, asysta: Marek Kozłowicz)
0:3 Dawid Jarosz (22. minuta)
1:3 Dariusz Motała (28. minuta, asysta: Maciej Krysztofiak)
1:4 Marek Kozłowicz (37. minuta)
1:5 Dawid Jarosz (39. minuta)
Roti-Ten: Maciej Lubczyński – Piotr Walczak, Artur Chmiel, Dariusz Motała, Maciej Krysztofiak, Mariusz Musiał, Jarosław Musiał, Tomasz Wawrzyniak.
AZzardo FC: Mateusz Przybylski – Marek Kozłowicz, Adam Ciepłuch, Mateusz Bartnicki, Dawid Dera, Tomasz Kaczmarek, Dawid Jarosz, Patryk Cabański, Jakub Ratajczak.
[rl_gallery id="2704"] |
O przełamanie po Palestrze
W drugim tygodniu zmagań w Lidze na Powietrzu ekipy Decathlonu Franowo oraz OSTC Poznań walczyły o swoje pierwsze zwycięstwo. Przez pół godziny wszystko wskazywało na to, że losy spotkania będą się ważyć do samego końca. Końcowe 20 minut zdecydowanie jednak należało do Decathlonu, który wygrał mecz 5:2.
Jedni i drudzy zdążyli już przegrać dwoma bramkami z Palestrą, co na starcie zmagań mocno komplikuje sytuację. Faworyta też trudno było wskazać, bo choć Decathlon zwykle zajmował wyższe pozycje w Lidze BSA, to OSTC wiosną było w stanie sprawić kilka sporych niespodzianek. Jedni i drudzy mieli rezerwowych, mecz zapowiadał się więc niezwykle ciekawie.
I taki był – żywy i ciekawy. Początkowo lekko przeważał Decathlon, który łatwiej podchodził pod bramkę OSTC. Tam jednak dobrze spisywał się bramkarz Dariusz Michalak, broniąc m.in. w sytuacji sam na sam z Janem Dalke. Podobnie zresztą odbił futbolówkę po mocnym uderzeniu z dystansu Łukasza Niedzielaka. W 8. minucie jeden z pierwszych ofensywnych wypadów OSTC zakończył się powodzeniem. Stanisław Piszczoła odegrał do Wojciecha Gembickiego, ten podprowadził akcję o kilka metrów, a później uderzył czubkiem buta – tuż przy słupku. Odpowiedź nadeszła szybko – świetnie podawał Karol Donarski, a wybiegający przed bramkarza Tomasz Witek lekko trącił futbolówkę obok rywala.
Wtedy właśnie OSTC zaczęło grać dośc wysokim pressingiem, który wymuszał błędy Decathlonu w rozegraniu. W boczną siatkę uderzali Witold Filarecki i Mateusz Krysiak, aż wreszcie w 17. minucie Stanisław Piszczoła po raz drugi wyprowadził OSTC na prowadzenie. Tym razem stan ten trwał jeszcze krócej – niemal od razu wyrównał Tomasz Witek.
Druga połowa stała już jednak pod znakiem dominacji graczy Decathlonu, którzy jakby lepiej wytrzymali spotkanie pod względem kondycyjnym. Jeszcze w pierwszych minutach OSTC starało się atakować, później głównie się broniło. Kluczowy był gol Bartłomieja Koniecznego z 32. minuty – dał bowiem prowadzenie Decathlonowi i względny spokój. A był to gol wyjątkowo ładny – uderzenie lewą nogą z powietrza, będące idealnym lobem nad bramkarzem. – Kalafior roku – śmiali się koledzy z drużyny. OSTC próbowało odpowiedzieć, m.in. ładnym strzałem z dystansu popisał się Mateusz Krysiak, a Artur Przybysz z trudem wybił piłkę poza boisko, ale z minuty na minutę coraz bardziej do głosu dochodzili przeciwnicy. Decathlon w 39. minucie podwyższył na 4:2, a później dorzucił jeszcze jedno trafienie.
OSTC Poznań – Decathlon Franowo 2:5 (2:2)
1:0 Wojciech Gembicki (8. minuta, asysta: Stanisław Piszczoła)
1:1 Tomasz Witek (11. minuta, asysta: Karol Donarski)
2:1 Stanisław Piszczoła (17. minuta, asysta: Wojciech Gembicki)
2:2 Tomasz Witek (18. minuta)
2:3 Bartłomiej Konieczny (32. minuta, asysta: Mateusz Stec)
2:4 Sebastian Kolenda (39. minuta, asysta: Karol Donarski)
2:5 Karol Donarski (46. minuta)
OSTC Poznań: Dariusz Michalak – Mateusz Krysiak, Stanisław Piszczoła, Wojciech Gembicki, Witold Filarowski, Walentyn Hawaniuk, Marcin Gembicki.
Decathlon Franowo: Artur Przybysz – Łukasz Niedzielak, Mateusz Stec, Karol Donarski, Tomasz Witek, Jan Dalke, Bartłomiej Konieczny, Sebastian Kolenda.
[rl_gallery id=”2635″]
Pięć asyst na dobry początek
Nowy sezon, nowe rozdanie – mogą powiedzieć piłkarze Przelewów24, którzy po słabej w swoim wykonaniu Wiosennej Edycji Ligi BSA świetnie rozpoczęli tę Jesienną. Na początek ograli wracający do rozgrywek BSA po przerwie zespół GEP House aż 6:0.
To było około 30 minut bardzo wyrównanego pojedynku, w którym to okresie ciężko było wskazać drużyną lepszą oraz 20 minut dominacji Przelewów. Zaczęło się leniwej wymiany ciosów w środkowej strefie, przy czym stroną nieco bardziej odważną był GEP House. To ospałe tempo w końcu znużyło jednak zespół Przelewów, który wyraźnie przyspieszył i zaczął tworzyć sytuacje pod bramką rywali. Spora w tym zasługa Marcin Stelmacha, świetnie rozdzielającego piłki. To on zresztą jako pierwszy miał dogodną sytuację strzelecką, ale nie trafił w bramkę. Później strzał Piotra Robaka obronił Leszek Banaszak z GEP House, a następnie z bliska spudłował Mariusz Banaszak z Przelewów.
Worek z bramkami rozwiązał się w 12. minucie, gdy Stelmach dojrzał wbiegającego przed bramkę rywali Damiana Przybylskiego i dokładnie dograł mu piłkę. Akcje Przelewów były bardzo podobne – wystarczyło trochę zmian pozycji, a już przeciwnicy gubili się pilnowaniu przed swoją bramką. Cztery minuty później było już 3:0 dla Przelewów i wszystkie znaki wskazywały, że zbyt wielu emocji w tym meczu nie będzie. Dopiero pod koniec pierwszej połowy GEP House nieco odważniej zaatakował. Sygnałem było groźne uderzenie, choć niecelne, Klaudiusza Kapłona. Później była jeszcze znakomita okazja Wojciecha Janickiego, zakończona jednak tylko wywalczeniem rzutu rożnego, a po nim… nastąpił kontratak. I tak Przelewy zdobyły czwartą bramkę.
W drugiej połowie GEP House grał odważniej – przez kwadrans starał się prowadzić akcje na połowie rywali, którzy byli zadowolenie z bezpiecznego wyniku. Bardzo ładny strzał z własnej połowy boiska oddał Dariusz Stęczniewski – omal nie przelobował wysuniętego Sebastiana Płachty, który stojąc na pograniczu pola karnego zdołał jednak odbić piłkę głową. Gdy w 39. i 41. minucie Marcin Stelmach znowu popisał się dwoma świetnymi podaniami, a Marek Pawełczyk i Mariusz Banaszak podwyższyli na 5:0 oraz 6:0, zapał GEP House wyraźnie osłabł. W końcowych minutach to Przelewy24 były zdecydowanie bliżej podwyższenia prowadzenia niż GEP House zdobycia bramki honorowej.
Przelewy24 – GEP House 6:0 (4:0)
1:0 Damian Przybylski (12. minuta, asysta: Marcin Stelmach)
2:0 Marek Pawełczyk (14. minuta, asysta: Marcin Stelmach)
3:0 Mariusz Banaszak (16. minuta)
4:0 Damian Przybylski (23. minuta, asysta: Marcin Stelmach)
5:0 Marek Pawełczyk (39. minuta, asysta: Marcin Stelmach)
6:0 Mariusz Banaszak (41. minuta, asysta: Marcin Stelmach)
Przelewy24: Sebastian Płachta – Tomasz Malec, Jakub Lewandowski, Piotr Robak, Mariusz Banaszak, Marcin Stelmach, Damian Przybylski.
GEP House: Leszek Banaszak – Piotr Nowak, Klaudiusz Kapłon, Zbigniew Kozioł, Dariusz Stęczniewski, Jacek Skura, Robert Czapliński, Przemysław Kapłon, Wojciech Janicki.
[rl_gallery id=”2595″]